Po miedzy zmierzchem ,
a świtem poranka,
gdzie noc bywa wtedy
w roli wybranka.
Jest czas na myśli
pachnące kochaniem,
na dłonie,na usta
ciał naszych zjednanie.
Jest pora na słowa,
co cichym szeptaniem
w pieszczotę przemienia
dźwięcznym tym doznaniem.
Na rozkosz upojna
tylko we dwoje,
gdy gładzisz ,całujesz
tak ciało moje.
Wyzwalasz namiętność,
co drżenie przynosi,
każdy skrawek ciała
o to właśnie prosi.
I wybucha żarem
nieposkromionym,
w tym naszym kochaniu
tak bardzo szalonym.