Jesień Życia

Promienie słońca
oślepiają mnie
wpadając w źrenice,
przymykam powieki,
ograniczając dostęp,

stoję, skwar uderza
w moje włosy,
te które niegdyś
tak kochałaś dotykać,
szepcząc mi do ucha.

mewa zatacza koło,
zaprasza mnie do lotu,
wracając z powrotem,
wyciągam ręce,
mając nadzieje.

czuję, cichy podmuch
na plecach,
pamiętających opuszki palców,
którymi je pieściłaś,
szepcząc mi do ucha.

zwijam palce w butach,
larum w mojej głowie,
wzywa mnie by ruszać,
jak ostatni matros,
tych wód przed siebie.

taka bujda,
dotknęła tylko raz,
wciskając w glebę,
dobrego człowieka,
pełnego pasji.

słyszę, płacz kamieni,
tęskniących za falą,
która szybko powraca,
mocząc ich brzegi,
dotrzymując słowa.

miód w kwas zamieniłaś,
te słowa,
pytać? błądzić?
meritum osiągnąć
w jedną sekundę.

widzę, pór roku paletę,
historią wyblakłych,
w dłonie chwytam,
pustą tubkę pigmentu,
zaciskając palce.

źdźbło trawy,
tak blisko krawędzi,
kołysze się na boki,
jak moje srebrne włosy,
dotknięte rozpaczą.

jesień życia doczekać,
wyobcowany na siłę,
słowa pamiętać,
tak pachnące Tobą,
szepcząc mi do ucha…