Promyk

Dostajemy czasami po maleńkim promyku

Co nim zgaśnie, na chwilę rozświetla nam ciemność

Mimochodem, nieśmiało w gęstwinie wśród krzyku

Nienachalnie się wtapia w matową codzienność

Nie widzimy zbyt hardzi, odwracamy głowę

Zamykamy oczy, otulamy się szczelnie

Uzbrojeni w obronę, zasłonięci słowem

Odgrodzeni, ułomni z wyuczonym bielmem

Do swych trosk przywiązani, do muru z granitu

Po wertepach ludzkości podążamy uparcie

Pochłonięci sprawami, sięgamy swych szczytów

Wypaleni, odporni przekonani o walce

A on wpada prosząco, muska lekko jak motyl

Sznur korali na szyję nakłada nieśmiało

A my dalej wpatrzeni w ułudne tęsknoty

Zaślepieni krzyczymy -za mało…za mało…!