Rozlałam dziś kawę. Na stół, na podłogę…
Brązowy płyn, popłynął niechcący
Rozlałam dziś życie, bez ciebie przy tobie
Ściemniłam światło, sączące się w słońcu
—
Zasycha, brunatna lepiąca się słodycz
Zmarnowana szansa, ni wypić ni zjeść…
I co ja mam zrobić? Proszę cie powiedz
Z mlekiem było prościej, a tu? Pusty śmiech
—
Nie umiem. Ta kawa, jest dla mnie za trudna
Zostawić? Lecz czy to w porządku?
Żeby tak czekała do zimy, do grudnia…
Nie da się tu zrobić, żadnego wyjątku?
—
Widzisz z tym mlekiem, to było inaczej
Dorosli sprzatali, robili to za mnie
Tak ciężko połapać się wśród tylu znaczeń
Tak trudno uprzątnąć, by znów było ładnie
—
A tu już cholera, trzy muchy sie trzepią
Zaraz będzie czwarta, może nawet ty?
I słowa układne, miast płynąć się lepią
I w kawę rozlaną skapują dwie łzy
—
Rozdarłam dziś bluzke i kto mi ją zszyje?
Zniszczyłam dwa serca, co lgnęły bez granic
Czy to jest w porządku? Czy to tak sie żyje?
Do diabła z tym życiem, to wszystko jest na nic