Ucieczka

Siedzę w pustym pokoju o białych ścianach. W ręku ściskam woreczek z tabletkami.

Nie. Pokój nie jest pusty. Leży przede mną na podłodze butelka alkoholu.

Nie sięgam po nią. Lepiej się najpierw zastanowić, nad innym wyjściem.

Więc rozmyślam samotnie, o tym jak mogłabym umrzeć.

Topiąc się. Czując jak ciecz zwana wodą wypełnia moje płuca, gdy wydaję z siebie ostatnie tchnienie.
Nie walcząc o nie – po prostu oddając się w milczeniu.
Nie mąciłabym ciszy niepotrzebnymi krzykami o pomoc. Nie. Umarłabym w spokoju. Samotnie.

Może zginąć w ogniu byłoby śmiercią odpowiednią.
Czując jak płomienie liżą moje ciało, spalając je i zwęglając.
I tu umarłabym w ciszy. Słysząc jedynie trzaskanie ognia.

Czy jak królowa ginie w obronie swego ludu, ja miałabym zginąć za swych przyjaciół.Lecz za kogo miałabym ginąć,
gdy ten którego miałabym bronić,
gotów jest być katem. Gdy ufać mogę tylko sobie.

Czy może walcząc. Z mieczem w dłoni i sztyletem w sercu…

Było tyle opcji, które nie odebrałyby mi dumy, nie skalały godności.

A jednak moja drżąca ręka wysypuje na podłogę zawartość woreczka.

Patrzę na nią ze zdumieniem.

Nie wiem już czego chcę.

Czuję w gardle gorzki smak.

Ach, to tabletki trafiły to gardła.

Patrzę na dłoń, która unosi butelkę.

„Co robisz?” – pytam.

Ale przecież mam pełne usta. Nie mogę odpowiedzieć.

Czuję jak ciecz wypełnia moje gardło.

Nie jest tak źle…

Po raz ostatni zaciskam ręce w pięść.

I w jednej z nich czuję, chłód szkła.

Myślę sobie: „dobrze tuż przed śmiercią, poczuć jeszcze coś znanego”

A potem odchodzę.

Do ciemności.

Idę za światłem.

Do ciebie.