Władzek Kacztuski

W sumie,  to było bardzo niegrzeczne,

a nawet rzekłbym, że było chamskie.

Pewien kolega parskał jak małpa,

a miało to miejsce w domu wczesnym rankiem.

 

Potem,  rzecz jasna,  za siebie przepraszał

i żartem próbował swe winy naprawić,

lecz wszystko wracało następnego ranka,

znów beczał jak koza i miał wszystkich za nic.

 

Myślał,  że reszta się w nim zachwyca,

i że bez niego wszyscy błądzą w matni.

Dostał w końcu klapsa,  osioł z mózgiem yeti,

a życie biegło dalej w ich wspólnej mieszkalni.

 

Morał tu szeroki,  aczkolwiek dość krótki,

bełkot zamiast mowy ma okropne skutki…