Ballada o miłości

Zapytał po latach czy kocha – milczała
A kiedy chciał odejść – zaczekaj – błagała
Szepnęła mu – wybacz, nie wiem co to znaczy
Lecz chcę byś był przy mnie, byś mi wytłumaczył
Dał mi trochę czasu niech się z tym oswoję
Bo nie wiem co czuję a czegoś się boję

Więc porwał ją w taniec gorący, szalony
W świat rajem pachnący, kwieciem umajony
I szeptał jej wiersze i łgał jej jak z nut
Że kochać to szczęście, że miłość to cud
Że nic nie jest ważne, że liczy się ona
Że nie chce już czekać, że z tęsknoty kona

W noc letnią gorącą, kiedy gwiazdy lśniły
W dreszczach uniesienia szepnęła mu – Miły
Już wiem, jestem pewna, że tęsknię jak Ty
Że chcę i że pragnę spełniać Twoje sny
Że kocham od zawsze, że coraz goręcej
Byleś był jak jesteś i nie chcę nic więcej

Gdy rankiem powrócił najszczęśliwszym z ludzi
Sen zmorzył go ciepły i już się nie zbudził
Pociemniało niebo i zapłakał świat
Był przecież tak młody, miał tylko sto lat