Moja choinka

Choinka moja w dąbrowie rośnie
pod śnieżnym puchem, gwiazd pełnym niebem
bezpieczna teraz chociaż wiedziała
nie mróz tak straszny, jak spotkać ciebie

człowieku próżny co pragniesz więcej
niż dawać możesz bez swej zabawy
przed wzrokiem twoim ukryta teraz
drży nie od zimna, ale z obawy

wsłuchana w pomruk, bezsilność lasu
którą wiatr niesie jękliwym śpiewem
wśród wielu innych pragnących tylko
by wartościowym wyrosnąć drzewem

żadna okazja jej nie zastąpi
miłości lasu, natury zewu
i dziatek podziw śmiech nie pocieszy
nie dla niej miejsce wśród kolęd śpiewu

światełek, wosku i ozdób barwnych
co oko cieszą i ciągną juczne
te blask gwiazd wielkich próbują przyćmić
i nad naturę wynoszą sztuczne

pachnąć wspomnieniem dni już straconych
co pośród igieł zaschły, zarosły
wonią żywicy w życiu zastygłym
nie doczekaniem kolejnej wiosny

cóż za tradycja jej bytem gardzi
czy narodzenie jest częścią śmierci
i już od dziecka tym jarzmem znacząc
zaraża jadem zniszczeniem nęci

mówią nadzieja nigdy nie ginie
nie przetrwa to co sumienie wini
wciąż chciwość ludzka – ironio losu!
tę wielką szkodę naturze czyni

Z tą to praktyką niecną i podłą
są wymieszane chrześcijańskie cnoty
niszczenie nie jest dowodem wiary
tylko bezmyślnej ludzkiej głupoty

***

Jaki dar Bogu złożysz w ofierze
czego nie stworzył, co nie jest jego
tylko swe serce i duszę czystą
z niczego bardziej jak właśnie z tego

miłość co życiem żadnym nie gardzi
szanuje więcej niż tylko swoje
i ofiaruje co w nas najlepsze
darem nie czyni co nie jest swoje

Wszystko co nad to, to marność wielka
jeśli nie płynie, z serca i duszy
tej serc choinki żywej i wiecznej
czas nie pokona, nic nie zasuszy