Przebudzenie

PRZEBUDZENIE ( jest to fragment mojego opowiadania o dzielnej dziewczynie. Bardzo długa historia, fikcja na przemian z prawdą).

PRZEBUDZENIE

Nareszcie nadszedł ten upragniony dzień.
Dzień wyprowadzki Berty i rozpoczęcia samodzielnego życia,
życia na swój rachunek.
Nie było lekko finansowo, ale skończyła się rodzinna szarpanina.
Wzajemne układy zaczęły wracać do normy.
Odwiedzała wujostwo, oni ją.
Czasami nawet wspomogli finansowo, dostała stary samochód po ciotce.
Pracę miała zapewnioną. Przy jej kwalifikacjach zawodowych
i biegłym języku angielskim nikt specjalnie nie wnikał w jej status emigracyjny.
Dawała sobie jakoś radę, ubierała się modnie. Kwitła.
Jej przyszłość jawiła się coraz jaśniejsza, szczęśliwsza, tym bardziej, że poznała chłopaka, z którym planowali wspólne życie…
I mogłoby być jak w bajce – „Pobrali się i żyli długo i szczęśliwie”,
ale jedna mała cząstka sekundy nieuwagi i całe szczęście przemieniło się w nieopisany ból, cierpienie, rozpacz i gorycz.
Notka w prasie:
„W makabrycznym wypadku motocyklowym zginął na miejscu chłopak, dziewczyna w ciężkim stanie została przewieziona do szpitala. Kierowca Vena spłonął….”

***

Berta, otwórz oczy…otwórz oczy Berta…- prosi z oczekiwaniem w głosie wujek. Każdego dnia z uporem, nadzieją i troską powtarzane są te słowa.
Na ten głos powieki Berty leciutko i na sekundę drgają.

Tylko poprzez aparaturę ma jeszcze kontakt z życiem.
Nie zdaje sobie sprawy, że w tym szpitalnym pokoju ciągle jest ktoś z przyjaciół. Koleżanki, koledzy, znajomi całą dusza i sympatią pragną wyrwać ją z tego głębokiego snu.
Snu na pozór spokojnego, ale jakże niebezpiecznego.
Lekarze mają dużo roboty. Muszą poskładać dziewczynę. Wszystko co połamane, popękane operują pod aparaturą, bez jej świadomości.
Stan cały czas jest ciężki. W prawej stopie wdała się gangrena. Amputowano część nogi poniżej kolana.
Dziewczyna cały czas tkwi w nieświadomości co się z nią dzieje.
W takim stanie nie cierpi.
Co będzie jak odzyska świadomość, jak zareaguje na te losowe zmiany w jej życiu ?

***

– Mickel…Mickel..- lekko poruszyły się wargi wydobywając ledwo słyszalny szept.
Powieki drgnęły, wypłynęła spod nich maleńka kropelka.
Pielęgniarka zauważyła stan Berty i wezwała lekarza. Przyszedł dość szybko, akurat był obok w sąsiednim pokoju.
-Witaj w domu, Berto – ciepłym, lecz zdecydowanym głosem powiedział doktor Fronczesky. Wiedział, że jego ciepły alt wzbudza zaufanie
u pacjentów, a szczególnie pacjentek.
– Mickel…- szepnęła znowu i zasnęła.
Śniło jej się, że jest na zielonej łące, nad rzeką w swojej rodzinnej miejscowości. Biegają razem, gonią się dookoła drzewa, aż zakręciło się
w głowie. Usiadła w cieniu opierając o pień i zachciało jej się strasznie pić.
– Przyniosę Ci wody z rzeki – powiedział Mickel i znikł, a ona czuła, że długo nie wraca.
Cień przesuwał sie w inną stronę i słońce zaczęło mocniej prażyć,
wtedy zaczęła go znowu wołać
– Mickel…Mickel….
Pielęgniarka zwilżyła tamponem z wodą jej spieczone usta.
Obraz Mickela już nie wrócił.
Berta otworzyła zamglone długim snem oczy. Słońce poraziło jasnością.
Przymknęła powieki. Zaczęła wracać świadomość pomieszana jeszcze ze snem.
Czuła, że nie siedzi pod drzewem. Nie pamiętała nic co się z nią działo, ale wiedziała, że teraz na pewno nie jest w tym wyśnionym miejscu.
W miejscu, w którym razem z nią było jej szczęście, gdzie śmiejąc się biegała z Mickelem.
Gdzie jestem…gdzie jestem…gdzie jestem…myśl natarczywie wracała tym pytaniem, które teraz wypowiedziała już wyraźnie…
– Gdzie jestem ? – i otworzyła swoje okrągłe, chabrowe oczy.