Ranna Warszawa

Pościel jest taka zimna, przez okno dostaje się chłód poranka.

Zaraz pewnie zadzwoni budzik w telefonie. Kolejna i następna pięciominutowa drzemka.

Podnoszę się i nic się nie zmienia. Te same cztery ściany, ten sam schemat, ponownie niewyspanie, lekki ból głowy który pojawia się bez powodu. Siadasz na łóżku, targasz czuprynę by miała jakiś wygląd, tak naprawdę bez celowo.

Drepczesz do ubikacji, po chwili czujesz ulgę (tak właśnie o fizjologię tu chodzi), obmywasz twarz, spoglądasz w lustro.

Zastanawiasz się kim teraz jesteś, na czym stoisz, jaki grunt jest pod Twoimi stopami. Przewrócisz się, potkniesz, a może wejdziesz jeden stopień wyżej. Nie zależnie od tego i tak musisz wyjść z domu. Pociąg odbębni swoją stała trasę i jesteś w „wielkim mieście perspektyw i możliwości”.

Po chwili jednak sobie przypominasz, że to właśnie to samo „wielkie miasto” głupich i wrednych ludzi, natrętnych i zdemoralizowanych nastolatów, tych samych stereotypowych miejsc, które znasz na pamięć.

Wcale nie chce ci się tu bywać a jednak wracasz, spacerujesz, spoglądasz na resztę.

I co widzisz? Co Ty widzisz w tym „wielkim mieście” Warszawie?