Evan i Rachel.

Wszystko obok, poza nim, straciło ostrość.
Coś ściskało ją w piersi i nie mogła oderwać od niego oczu.
Pomieszczenie zdawało się kurczyć, ciemnieć, rozmywać – aż widziała tylko jego.
Jej powieki zatrzepotały, przymknęły się i zaciągnęła się głęboko powietrzem, czując zapach herbaty, zapleśniałych książek i otwartej przestrzeni.
Deszczu i torfowej, bagiennej ziemi.
Był jaki piękny z tymi ciemnymi, potarganymi włosami, bladą skórą, której nie naruszyło słońce, z wargami, które nie zblakły od opalenizny.
Doskonały.
Doskonały i chory.
Czuła jego energię, jego duszę.
Czy on czuje to samo ?
Czy to wszystko wychodziło tylko z niej ?
Przerażasz mnie.
Ale czy to był strach ?
Tak naprawdę ?
Czy coś nienazwanego, udającego strach ?
Czytał w jej myślach.
Widział, że tego chciała.
Teraz.
Tutaj.
Miał dziwne oczy – jasnobrązowe na obrzeżach, tym ciemniejsze, im bliżej źrenicy.
Nigdy przedtem tego nie zauważyła.
A jego rzęsy – nie były jakoś szczególnie długie, ale czarne i gęste, obrysowywały jego oczy delikatnym konturem.
Jest inny.
Evan, a jednak nie Evan.
Poczuła jego palce, chwytające ją za ramiona.
Poczuła, że przyciąga ją do siebie.
I jego usta, przyciśnięte do jej warg, zimne i mokre, rozgrzewające się powoli, mięknące.
Dotknęła jego włosów; przyciągnęła go bliżej.
Jego szczęka otarła się o jej policzek; skóra pachniała jak wilgotna, ciepła noc.
Gdzieś daleko zadudnił grzmot, aż zabrzęczały stalowe narzędzia w szufladzie.
Lampy pod sufitem zamrugały.
Świat za oknami z grubego szkła pociemniał, znieruchomiał.
Burza wracała.
Czas i śmiertelność nie istniały.
Nie przestawaj mnie dotykać.
Nie odrywając warg od jej ust, sięgnął między nich i kilkoma zręcznymi ruchami ściągnął w dół jej spodnie na gumce i figi.
Usłyszała dźwięk rozpinanego paska, zamka spodni.
Spadł na nią jak orzeł, przyciskając ją do ściany; czuła zimny dotyk jego przemoczonego ubrania na rozpalonej skórze.
– Pospiesz się – szepnęła z wargami przy jego twarzy, bojąc się, że nagle się zatrzyma, nagle zda sobie sprawę, co się dzieje.
Nie myśl, nadawała mu telepatycznie.
Nie myśl.
I nagle był w niej…
Poczuła słodki spazm, który przebiegł przez sam środek jej ciała aż do piersi.
Wykradł jej duszę.
Przez długą, długą chwilę trwali bezruchu, słychać było tylko ich urwane oddechy.
– Rachel. – To było zaklęcie, ale i pytanie.
Poczuła, że osuwa się w dół; poczuła przeszywający go dreszcz.
Sięgnęła w górę i chwyciła rurę wodociągową, biegnącą tuż nad jej głową.
– Puść. Chodź bliżej.
Spojrzała na niego.
Źrenice miał rozszerzone.
Wyglądał jak nie on.
Jak ktoś, czyje odbicie dostrzegała czasem w szybie, by odwróciwszy się, zobaczyć, że nikogo tam nie ma.
On nie jest prawdziwy.
To kolejny wytwór twojej wyobraźni.
– Nie jesteś dość blisko – rzucił bez tchu.
Puściła.
Padli na cementową podłogę.
Przebiegł dłonią po jej ciele, dotykając wszędzie, podciągając koszulkę.
Nagle jęknął i zaczął poruszać się w niej i na niej, tak gwałtownie, że przesunęła się do tyłu.
Przyciągnął ją z powrotem.
Uderzał głęboko, cały czas ją obejmując, mrucząc słowa, których nie rozumiała, które i tak nie miały znaczenia.
Przycisnął usta do pulsującej żyły na jej szyi; jego wargi zabawiły tam chwilę; dłonie obwiodły jej biodra i uniosły je ku niemu.
Jej palce wbijały się w jego ramiona.
– Nie uciekaj.
– Jestem tu.
– Nie uciekaj.
Nie wiedziała, co miał na myśli.
Nie obchodziło jej to.
– Ty i ja jesteśmy połączeni – powiedział. – Wiesz to, prawda ? Zawsze byliśmy połączeni.
– Nie.
– Tak.
Prawie mu wierzyła.
– Nie walcz z tym.
– Nie walczę.
– Przestań się bronić.
Miał rację.
Nie wiedziała, skąd to wie, ale była pewna.
On chce twojej duszy.
Przetoczył się na plecy, zdejmując z niej swój ciężar; poły jego długiego płaszcza opadły na podłogę.
– Wszystko w twoich rękach.
Usiadła prosto w zamknęła oczy; dyszała płytko, przyciskając dłonie do jego brzucha ukrytego pod warstwami materiału.
Chciała być bliżej; chciała dotyku skóry.
To i tak nie będzie dość.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego.
Przestań walczyć.
Pokręciła głową.
Uśmiechną się lekko, ale widziała tętno pulsujące szybko na jego szyi.
Czuła dreszcze na jego skórze.
Jej słuch stracił ostrość, dźwięki stały się głuche.
Gdy tak patrzyła na niego, poczuła narastający we wnętrzu skurcz, biegnący coraz wyżej, jakby niewidzialny palec pieścił ją od miejsca, gdzie byli złączeni, aż do szyi.
Usłyszała dziwny, niesamowity jęk i zdała sobie sprawę, że wyrwał się z jej gardła.
To jakieś szaleństwo.
To nie jest realne.
Leżę nadal w łóżku.
Ciągle śnię.
Poczuła się pijana i naćpana, na granicy omdlenia.
Jakby wdychała belladonnę albo piła jakiś oszałamiający wywar.
Wiedziała, że to jej nie wystarczy.
Że to tylko sprawi, że będzie chciała więcej.
Teraz, gdy już raz go posmakowała.
Uśmiech Evana zniknął, jego oczy pociemniały.
Przeturlał ją na plecy; czarny płaszcz nakrył ich oboje.
Chwycił ją kurczowo, skrywając twarz na jej szyi, i zadrżał, by w końcu zwiotczeć w jej ramionach, spocony, roztrzęsiony, zgaszony.
Oni zawsze zabierają twoją duszę.
I on też tego chce.
On też tego potrzebuje.