Upadam, topię się, wciąż głębiej i bezpowrotnie
Dławię się, młócę ciałem wodę która ciężarem przygniata, zapadam się wciąż głębiej w czeluści oceanu
Krzyczę, wołam, niech ktoś mnie uratuje, lub zabije teraz
Wyciągam dłoń z nadzieją, wzywam kogoś, na próżno
Jedyny mój grzech
zabicie człowieka
głęboki był mój ból
lecz dziś zrobiłabym to samo
wydrzyj to, okalecz i patrz jak krwawię
powal na ziemię, pozbądź się
rzuć wprost w otchłań oceanu
Mą jedyną modlitwę
odniosłam do Boga,
w którego i tak nie wierzę
jednak padam na kolana
Zabierz mnie stąd
do lepszego miejsca
z dala od ludzi
gdzie będę sama
Wykrwawiam się, bezsilnie wołam w ciemną pustkę
błagam, czemu wołania nie wysłuchasz?
Rzuć mnie wprost w otchłań mego Zbawiciela
i nie katuj więcej