Opowiadanie 22.04.2010

Piękny ptak na drzewie siedzi, u sąsiada oczywiście,

on ma bardzo duży ogród,  egzotyczne liście.

U mnie tylko rośnie trawa, na dodatek przeorana,

parę krzewów gdzieś po bokach, tam gdzie stara brama,


którą sąsiad chciał odkupić,  za wielkie  pieniądze,

mojej bramy nie sprzedałam,  ja w tym domu rządzę.

Chociaż czasem z tym rządzenie, to taka jest sprawa,

ja coś mówię do dzieciaków,  im nie odpowiada.


Wtedy  wielką mam ochotę, walnąć pięścią w stół,

lecz wiem  z mety, że  i potem,  problem będzie  mój,

bo mnie ręka będzie boleć, albo  spuchnie mi od razu,

co mi wtedy przyjdzie z pięści,  i z tego nakazu?


Przez  to  daję sobie spokój, do ochoty mówię ,,cześć”,

znów się biorę za robotę, bo trzeba też jeść.

Wszyscy znowu  w domu głodni, ugotować trzeba,

a to duża filozofia,  jak się nie przelewa.


Zwłaszcza wtedy gdy jest w domu,  sześć dorosłych ludzi,

to uwierzcie mi kochani,  nigdy się nie nudzi.

Jeden wcale nie je grzybów, za szpinakiem nie przepada,

drugi nie chce żadnej zupy, zagląda  do  gara.


Trzeci ciągle ma problemy, nie moje lecz jego,

przez to wrzeszczy bez powodu,  często na czwartego.

Czwarty mało dyskutuje,  nie przepada za  zielonym,

piąty dzisiaj  jest dziwaczny,  buzują hormony.


Szósty z trzecim lubią słodkie, jednak nie ziemniaki,

dla nich obiad ugotować,  problem jako taki.

Cóż tam jednak, myślę sobie,polka przecież jestem,

ja poradzę sobie z wrogiem,  to i z własnym piekłem.


Po obiedzie najedzeni, od stołu odchodzą,

każdy z nich do kuchni wnosi, bałagan ze sobą,

Ja mam pauzę gotowałam, sprzątać więc nie muszę,

teraz przyszły dwie minuty, biorę się za duszę.


Medytacja jeszcze nigdy,  mi nie zaszkodziła,

przez nią dobrze  wiem co znaczy, każda jedna chwila,

Po południu jak zazwyczaj, cukier mi opada,

z tego względu jest wskazana,  jedna mała kawa.


Do niej często coś słodkiego, teraz lecz nie mogę,

a to wszystko z tego względu, że jestem przy sobie.

Schudnąć miałam lecz niestety,  brak mi charakteru,

znaczy jakiś tam posiadam,  jak zresztą i wielu.


Tyle ,że mój jakiś słaby,  jak chodzi o wolę,

z tego względu coraz częściej,  się o siebie boję,

bo jak dalej będę wszystko,  na wolę zwalała,

i nie zmienię  przyzwyczajeń,  to szansa jest mała,


by coś zmienić w moim życiu, albo dojść do czegoś,

trzeba przecież charkteru niczego innego.

Prawda często w oczy kole, nieprawda też źle,

przez to zdarza mi się czasem,że nie mówie  ,,nie”.


Takie ciągłe ,,tak” mówienie, to niedobra sprawa,

człowiek siebie zapomina,  a innym pomaga.

Konsekwencje z tego różne, rzadko kolorowe.

Złamiesz noge przy  pomocy,  nikt ci nie pomoże.


Oczy tobie się otworzą, zapewne szeroko,

potem łezka tobie stanie, takie  jest już oko,

widzi tylko to co chciało,  niechcianego nie dostrzega,

życie niby jest przepiękne, jak się umie śpiewać.


śpiewać umie co niektóry,  ptaszek kolorowy,

taki jednak nie ma chęci na ogród u wdowy.