Przez firanki na krajobraz, przyszło mi spoglądać,
przez to widok żenujący, znów nie widać słońca,
znaczy widać, tylko kiepsko,
pejzaż jest przymglony,
przecedzone nie oryginał,
filtruje kolory.
Lubię wszystko naturale, nie jakiś syntetyk,
przez ten plastik, mutujemy,
nie czując niestety.
Bez sztuczności niby ciężkie, mieli byśmy życie,
po co ma być teraz gorzej? jak jest ,, znakomicie”!
Plastik tu, tam, w czymś tam,
potem, won do kosza,
a co później ciebie pytam,
ja wiem ,że
głupota…
Nasza,ludzka nie ma granic, nic nie przewiduje,
ryby jedzą plastik z wody,
nam rybka smakuje,
Dobrze jest, zostawiam ryby, niech sobie pływają,
wezmę teraz się za świnie, świnia to nie zając,
od koryta nie ucieknie,
boks jeden przy drugim,
antybiotyk wcina wiecznie,
dostaje od ludzi,
aby broń nam, panie Boże, nie zachorowała,
bo hodowlę szlag by trafił, to strata niemała.
Wieprzowinka znakomita, doprawiona chemią,
dawno się przestałam łudzić, że coś kiedyś zmienią.
Także samo jest ze wszystkim, innym do jedzenia,
całym światem od lat wielu,
rządzi przecież chemia.
Przez firanki na krajobraz przyszło mi spoglądać,
widok z okna coraz gorszy,
coraz mniej jest słońca.