Złotem pszenicy seledynem owsa
raczyłaś nam oczy a wtedy duma
gospodarska rosła
Kwiecie przydomowe warzywa z ogrodu
pięknem rozścielało każdej wioski moduł
Biel gryki szumiała len niebieścił pola
dzięcielina łąki stroiła w różowość
Zofia wiła kłosy rzepak kwitł na olej
i do tego jeszcze sadów słodki owoc
Strzechy swym pacierzem rozszeptanie wiodły
na rozmowy z Bogiem o zbiorach jutrzejszych
i już szykowano trzy cebrzyki obłe
oraz w międzyczasie prośba o powietrze
By nie zmorowiało – przecież dzieci małe
Też pokłosie żniwne – bosa stopa we krwi
rżysko potrafiło kaleczyć boleśnie
no a czas to pieniądz jego mało na wsi
zbiory sprzątaj szybko nie pozwól im spleśnieć
Co z tego zostało co uległo zmianom
opisać nie zdąży podsekretarz stanu
wiem jednak na pewno że to nie za darmo
do każdego ara dziś dopłata za nic