Znów krew

Idę nocą.
Gołą stopą gładzę szorstką powierzchnie krawężnika.
Mam dosyć.
Kolejny dzień na froncie, pod ciągłym ostrzałem.
Jego perspektywa napawa mnie lękiem, bezwarunkowym poczuciem bezradności.
Jestem jedynie obserwatorem.
Ale przecież zawsze to odłamki pocisku wyrządzają największe szkody.
Największy ból.
Znów czuję się jak intruz.
Tak przerażająco obco.
Siadam na chwilę,
Pozwalam,
By moim ciałem wstrząsnęły konwulsyjne drgania.
To jedynie namiastka tego co czuję.
Wstaję,
Czuję pieczenie na nagiej stopie.
Znów krew.
Mam dosyć.
Płaczę, patrząc na rozrastającą się na chodniku rubinową plamę.
Znów krew.
Patrzę na przejeżdżające obok mnie auta.
Jeden skok.
I znów krew…