Bezdomny akordeonista

usiadł na wyplutej przez morze
wypalonej do biała gładkiej kłodzie
zdjął z pleców akordeon i gra
nie dba o piasek ani o wiatr
bo może to już ostatni raz
pożegnalną pieśń za bezkres wód
wyrywa z serca tęsknota

oczy zamknięte spod nich łza
spływa po śladach przeszłych lat
zaszumiały trawy wydm
urwał się melodii rytm
usta jeszcze wyszeptały
akord zabrzmiał dysonansem

na noszach ponieśli ciało
akordeon porwały morskie fale
z nim wszystkie tęsknoty ukryte żale