świeca

odbite rysy twej twarzy
w lustrze
tak zapamiętam ciebie
w chwilach czasem trudnych
byłeś mi podporą
pamiętasz budowałeś mi kiedyś fundamenty
z moich marzeń
nie spełniłam twych próśb
byłabym zapomniała
i życie twe skończone
zgasła martwa świeca
w bólu nie wybaczalnym drzew
odszedłeś
ku zapomnieniu
twe dłonie i nogi zmiażdżone
nie chce cię takim pamiętać
tylko na łące wśród motyli
gdy prowadziłeś me lejce
koń wtedy był spokojny
gdy dotykałeś jego grzywy
i dzieci wśród baśni krzycząc radośnie
będą cię pamiętały