S.O.S dla Poezji

Poezjo!, Muzo!,
natchnionych matko
sztuko wspaniała, umiłowana
wśród słów cudownych i wyszukanych
twa postać wdzięczna strojnie ubrana

mieszkanie twoje za kręgiem tęczy
drogę do niego uśmiechy mierzą
zazdrośnie strzeżesz marzeń tajemnic
ci co nie czują tam nie dobieżą

zwątpił dziś w ciebie zwodniczy świat
zdradzieccy ludzie już zapomnieli
jak wiłaś barwny bukiet wśród traw
z wiatrem biegałaś wśród sadów, kniei

różowe szkiełko na szklane oko
pozamieniali, bo się ziściło
marzenie dawnych minionych lat
co filozofom niegdyś się śniło…

i niczym dziwkę obdarli z szat
niwecząc cnoty i gwałcąc siłą
zapominając czym wstyd i twarz
w strzępach znajdując co pięknem było

dzisiaj instrukcje wierszami zowią
ranią bezduszną słowa prostotą
zabija ciebie żelazny absurd
gnębi do bólu techno brzydota

***
Czyż nie ironią losu to jest
że pasierbica twoje ma imię
dzieci twe krukom teraz podobne
chowają głowy trochę wstydliwie
patrząc jak trup twój sępom pokarmem
ich szpetne cielsko szczątki twe skrywa
chmury upiornie milczą i łkają
a niebo ściele czerń rozpaczliwa

Cierpienie,
rozpacz widok ten rodzi
mglista nadzieja,
świtu ni śladu…