wiolonczelista

koledzy kobiet kochali wiele
a on namiętnie swą wiolonczelę
stroił jej struny, kształt polerował
potem troskliwie w futerał chował

nie był ciekawy co jest w spódnicy
on palce tulił do podstrunnicy
wciąż pieścił pudło rezonansowe
wydobywając dźwięki bluesowe

próżno tłumaczą mu przyjaciele
co traci wielbiąc tę wiolonczelę
jest to instrument bardzo kobiecy
oddaj go rąk ich i udom pieczy

trwał w tym muzycznym zauroczeniu
instrumentalnym zacietrzewieniu
aż kiedyś podczas koncertu wiosną
wzrok jego ujrzał buzię radosną

wiolonczelistki, która w ekstazie
wprawiała smyk i struny w mariaże
piorun go strzelił z jasnego nieba
z nią mi utworzyć duet potrzeba

teraz on pieści jej wiolonczelę
symfonię zmysłów gra na jej ciele
dotyka gryfu z główką ślimaka
i nie uchodzi już za dziwaka