Bo wszyscy umieramy

Gdy bezmiar czasu do starości
Świadomość śmierci nie porusza
Mózg nie przyjmuje wiadomości
O zakończeniu scenariusza

Wierzysz, że śmierć cię wciąż omija
Że młodych ludzi nie dotyczy
Planujesz przyszłość jakby była
Jedną z tych pewnych w niej zdobyczy

Aż nagle gdy się nie spodziewasz
Kolejny dzień beztroski toczysz
Ktoś ci wyjawia, że… umierasz
I zasmucone spuszcza oczy

Niepewnym śmiechem odpowiadasz
Czekasz, aż on ci zawtóruje
Milkniesz, gdy sobie uświadamiasz
Że ten ktoś wcale nie żartuje

I wtedy nagle wszystko znika
Serce rytm bicia zapomina
Zostaje niemoc i panika
Mózg twój labirynt przypomina

Zdajesz sobie sprawę, jak mało
W swym życiu piękna zobaczyłeś
Dlaczego ciebie to spotkało?
Przecież nic złego nie zrobiłeś

Po długim toku rozmyślania
Kładziesz się spać z wiarą niezwykłą
Modlisz się, aby jutro z rana
Ten wyrok śmierci z głowy zniknął

Jednakże gdy się tylko budzisz
Powraca lęk silnie dręczący
Z tym, że już wcale się nie łudzisz
Wiesz, że twój żywot wnet się skończy

Bóg już wykreślił twe nazwisko
Ze swej dokładnej listy życia
Jeden błysk światła… i to wszystko
A było tyle do zdobycia

Wracasz myślami do przeszłości
Jak to się pięknie kiedyś żyło…
Mimo zawiści, łez i złości
Przyznaj – to życie piękne było

Męczarnią czekać końca burzy
Kiedy o słońcu brak nowiny
Szczęśliwi ludzie to ci, którzy
Nie znają dnia ani godziny