Oddechem spalony,
milczący, nieporuszony
wkracza w nurt wieczny
brocząc w ciemnej
wodzie, ciagnąc za
sobą sekretne otchłanie.
Nie zatrzymując się
w otwartych oknach
przeciągle głaszcze
cienie mruczące niemym
zdziwieniem.
Mijając cmentarze
pokryte kurzem,
twarze osnute
cierpieniem dociera
do chmur przejrzystych
i składa głowę
na kamienistym świcie.